Święto DOGS
:: Wielka Brytrania :: Minami – Południe :: Przewodnik :: Czerwona pustynia
Strona 1 z 1
Święto DOGS
Jak po wystrzale na konnych wyścigach.
Niewidzialne bramki nagle się otworzyły. Wszyscy wypruli do przodu jak puszczone strzały. Podmuch zmusił do zmrużenia ślepi. Kończyny zapadały się w wysokich zaspach, ale to ich nie powstrzymało. Żadna przeszkoda nie byłaby w stanie ich spowolnić. Grow to czuł. Byli szarańczą gotową zniszczyć wszystko, co wpadnie im w zęby, szpony, pod cielska.
Wydarzenia takie jak to miały ich trzymać w ryzach; temperować charaktery, ostudzać chęć mordu. Skupiając się na niedźwiedziu, na symbolice i wspomnieniach, na kilka dni byli wyłączeni ze świata zewnętrznego — nie panoszyli się więc po Desperacji. Nie chwytali przypadkowych osób za łachy, pięścią wymierzając cios w szokowaną twarz ofiary.
Grow miał wrażenie, że przy każdym kroku coś z niego ulatuje. Jakby po kontakcie z lodowatą glebą oddawał ziemi część nienawiści, tej chorej niechęci do niesprawiedliwego losu. Nie zatrzymywał się jednak, choć to przeświadczenie było coraz potężniejsze, a drzewa dosłownie pojawiały się przed jego pyskiem. Skręcał drastycznie, wymijając przeszkody, jakby wcześniej wyuczył się ich rozmieszczenia na pamięć i teraz wiedziony instynktem działał automatycznie. Zdawał się nie reagować na otoczenie, skupiony jedynie na tym, aby przełamać granice cielesności — osiągnąć prędkość niemożliwą do przebicia.
Szybko jednak został sprowadzony do rzeczywistości. Czując na skórze gorący oddech Sheby mięśnie wilczura napięły się pod czarnym futrem; rozproszone myśli zwarły szyk.
Warknął nisko, gardłowo, bo przecież wiedział. Znał ten stan. Pamiętał uczucie triumfu, które ich ogarniało po bójkach i bitwach. Także nie mógł się doczekać konfrontacji z silnym przeciwnikiem. Ale musieli to dawkować.
Po kolei.
Wciąż musimy być ludźmi.
Zadarł nieco łeb; między nagimi gałęziami dostrzegł smugę cienia. Harpia zapikowała, a on uskoczył we wskazaną przez ptaka stronę, pozostawiając w miejscu wybicia pociągłe wgłębienia po łapach.
Zmieniając kierunek nie biegł już pod wiatr — wyłapał więc woń bestii. Źrenice rozszerzyły się pod wpływem nagłego impulsu. Z mordy buchała gęsta para, ale nawet ona nie była w stanie przysłonić widoku niedźwiedzia babilońskiego. Mała, rdzawa kropka rosła w zatrważającym tempie.
Te bestie na czas zimy zapadały w hibernację, jednak Psom co roku udawało się odnaleźć przynajmniej jednego przedstawiciela, który gwizdał na prawa natury. Tym razem mieli szczęście.
Rosłe cholerstwo nie spało. Więcej nawet — usłyszało ich.
W chwili, w której ponad ośmiometrowe bydle zwracało pysk w stronę nadbiegających członków gangu, Grow gwałtownie przyhamował. Dał się wyprzedzić.
Komu przypadnie pierwszy cios?
Niewidzialne bramki nagle się otworzyły. Wszyscy wypruli do przodu jak puszczone strzały. Podmuch zmusił do zmrużenia ślepi. Kończyny zapadały się w wysokich zaspach, ale to ich nie powstrzymało. Żadna przeszkoda nie byłaby w stanie ich spowolnić. Grow to czuł. Byli szarańczą gotową zniszczyć wszystko, co wpadnie im w zęby, szpony, pod cielska.
Wydarzenia takie jak to miały ich trzymać w ryzach; temperować charaktery, ostudzać chęć mordu. Skupiając się na niedźwiedziu, na symbolice i wspomnieniach, na kilka dni byli wyłączeni ze świata zewnętrznego — nie panoszyli się więc po Desperacji. Nie chwytali przypadkowych osób za łachy, pięścią wymierzając cios w szokowaną twarz ofiary.
Grow miał wrażenie, że przy każdym kroku coś z niego ulatuje. Jakby po kontakcie z lodowatą glebą oddawał ziemi część nienawiści, tej chorej niechęci do niesprawiedliwego losu. Nie zatrzymywał się jednak, choć to przeświadczenie było coraz potężniejsze, a drzewa dosłownie pojawiały się przed jego pyskiem. Skręcał drastycznie, wymijając przeszkody, jakby wcześniej wyuczył się ich rozmieszczenia na pamięć i teraz wiedziony instynktem działał automatycznie. Zdawał się nie reagować na otoczenie, skupiony jedynie na tym, aby przełamać granice cielesności — osiągnąć prędkość niemożliwą do przebicia.
Szybko jednak został sprowadzony do rzeczywistości. Czując na skórze gorący oddech Sheby mięśnie wilczura napięły się pod czarnym futrem; rozproszone myśli zwarły szyk.
Warknął nisko, gardłowo, bo przecież wiedział. Znał ten stan. Pamiętał uczucie triumfu, które ich ogarniało po bójkach i bitwach. Także nie mógł się doczekać konfrontacji z silnym przeciwnikiem. Ale musieli to dawkować.
Po kolei.
Wciąż musimy być ludźmi.
Zadarł nieco łeb; między nagimi gałęziami dostrzegł smugę cienia. Harpia zapikowała, a on uskoczył we wskazaną przez ptaka stronę, pozostawiając w miejscu wybicia pociągłe wgłębienia po łapach.
Zmieniając kierunek nie biegł już pod wiatr — wyłapał więc woń bestii. Źrenice rozszerzyły się pod wpływem nagłego impulsu. Z mordy buchała gęsta para, ale nawet ona nie była w stanie przysłonić widoku niedźwiedzia babilońskiego. Mała, rdzawa kropka rosła w zatrważającym tempie.
Te bestie na czas zimy zapadały w hibernację, jednak Psom co roku udawało się odnaleźć przynajmniej jednego przedstawiciela, który gwizdał na prawa natury. Tym razem mieli szczęście.
Rosłe cholerstwo nie spało. Więcej nawet — usłyszało ich.
W chwili, w której ponad ośmiometrowe bydle zwracało pysk w stronę nadbiegających członków gangu, Grow gwałtownie przyhamował. Dał się wyprzedzić.
Komu przypadnie pierwszy cios?
Arcanine- NAZWA RANGI
Re: Święto DOGS
Na kilka minut stał się dzielnym widzem w wysokobudżetowym filmie. Słyszał każdy krok, jaki wybrzmiał, gdy podeszwa buta Eijiego uderzyła o podłoże. Docierał do niego każdy oddech ewakuującego się wymordowanego i każde uderzenie serca. Ze skrzyżowanymi na barierce ramionami przyglądał się dokonywanym naprędce wyborom podopiecznego i wszystko wskazywało na to, że jeszcze chwila, a zacząłby mu klaskać.
Dłonie pozostały jednak nieruchome, przynajmniej do czasu, aż właz nie zadrżał od gwałtownej próby otworzenia go. Wtedy palce Wilczura uniosły się, by przyjąć rolę podpórki dla piegowatego, obsmarowanego kurzem policzka. Grow przechylił nieco głowę, wspierając ją mocniej na ręce i wbijając spojrzenie w gramolącego się na dach Kundla DOGS.
Uśmiechnął się drwiąco, co samo w sobie mogłoby zostać uznane za odpowiedź.
— Czemu nie przyszło ci na myśl, że po prostu lubię patrzeć, jak wygrywasz? — podsunął z tonem niemal przyjemnym, gdyby całości obrazu nie dopełniał ten kpiarski błysk w oczach. Powieki przymrużyły się drapieżnie, jednak nic nie wskazywało na to, że herszt gangu ma złe zamiary. — W każdym razie — obrócił głowę, by znów móc spoglądać w dół pobojowiska — dobrze, że cię spotkałem. Kojarzysz Hyde'a?
Dłonie pozostały jednak nieruchome, przynajmniej do czasu, aż właz nie zadrżał od gwałtownej próby otworzenia go. Wtedy palce Wilczura uniosły się, by przyjąć rolę podpórki dla piegowatego, obsmarowanego kurzem policzka. Grow przechylił nieco głowę, wspierając ją mocniej na ręce i wbijając spojrzenie w gramolącego się na dach Kundla DOGS.
Uśmiechnął się drwiąco, co samo w sobie mogłoby zostać uznane za odpowiedź.
— Czemu nie przyszło ci na myśl, że po prostu lubię patrzeć, jak wygrywasz? — podsunął z tonem niemal przyjemnym, gdyby całości obrazu nie dopełniał ten kpiarski błysk w oczach. Powieki przymrużyły się drapieżnie, jednak nic nie wskazywało na to, że herszt gangu ma złe zamiary. — W każdym razie — obrócił głowę, by znów móc spoglądać w dół pobojowiska — dobrze, że cię spotkałem. Kojarzysz Hyde'a?
Arcanine- NAZWA RANGI
:: Wielka Brytrania :: Minami – Południe :: Przewodnik :: Czerwona pustynia
Strona 1 z 1
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach